Przyszłości się nie przewiduje – przyszłość się projektuje
rozmowa z Michałem Piernikowskim, Dyrektorem Łódź Design Festival, którego szesnasta edycja, pod hasłem Re:generacja, odbędzie się w dniach 12 – 22 maja 2022.
W naszym myśleniu o przyszłości, chętnie poruszamy się w obrębie wielkich systemów, kreując wizje utopii i dystopii. Ja jestem zwolennikiem protopii – koncepcji łagodnego rozwoju, stopniowej poprawy i drobnych ulepszeń stworzonej przez amerykańskiego futurystę, Kevin’a Kelly. Ta idea przyświeca twórcom festiwalu – planujemy kolejne edycje jako mniejsze eksperymenty w ramach dłuższego procesu. Testujemy różne rozwiązania w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: co moglibyśmy zmienić w projektowaniu? Rolę festiwalu postrzegam jako danie szansy mniejszej skali – mówi Michał Piernikowski, dyrektor ŁDF.
W ramach Łódź Design Festival wydarzyła się już Od. Nowa, pokusiliście się o Refleksję, nadszedł Progres, a po nim było Lepiej. Jaka będzie tegoroczna edycja ŁDF – w czym stanowi kontynuację poprzednich, a w jaki sposób odbiega od tych, które już za nami?
Michał Piernikowski: Organizując festiwale designu, staramy się za ich pośrednictwem komentować najważniejsze zjawiska, które dzieją się wokół nas. Zjawiska, powiedziałbym, bardziej z pola społecznego, niż tylko i wyłącznie z „działki” projektowej. Czyli nie tyle prezentujemy nowości, jak czynią targi, co zastanawiamy się jak tworzony przez projektantów świat materialny kształtuje nasze życie i w jaki sposób odpowiada na wyzwania teraźniejszości. Pod tym względem tegoroczny ŁDF rzeczywiście jest kontynuacją, ponieważ od początku w taki sposób podchodzimy do tworzenia haseł przewodnich i doboru tematów. Ale festiwal tak naprawdę co roku jest inny, bo zmienia się kontekst, do którego odnoszą się kolejne edycje. Komentujemy wspólnie z zaproszonymi gośćmi świat, zastanawiamy się jak nasze życie będzie kształtowało się pod wpływem przedmiotów i w jaki sposób to my sami kształtujemy nasze otoczenie wybierając pewne rozwiązania. Opowiadamy o tym na różne sposoby. Dlatego jeden festiwal będzie wydarzeniem, na którym przeważają wystawy, a innym razem zdominują go dyskusje; oczywiście same wystawy pokazywane są też w bardzo różny sposób. W ubiegłych latach prezentowane były na przykład w przestrzeni publicznej, więc pod tym względem nadchodząca edycja będzie inna od pozostałych. Jednak tak naprawdę każdy kolejny Łódź Design Festival po prostu będzie nieco inny, ponieważ zmiana jest wpisana w formułę tego projektu.
Czy tak właśnie postrzegacie swoją misję? Łódź Design Festival jako miejsce refleksji nad współczesnymi trendami, zmianami zachodzącymi w sposobach projektowania i wytwarzania naszego otoczenia?
M.P.: Ideą festiwalu jest próba spojrzenia w przyszłość. W samym sercu naszego myślenia o nim, w swego rodzaju DNA Łódź Design Festival, jest poszukiwanie tematów, które już kiełkują, a za chwilę będą bardzo ważne dla całej społeczności, czy szerzej – dla nas ludzi. Przygotowując się do kolejnej edycji spotykamy się z osobami, które zajmują się obserwowaniem trendów, prowadzą działalność badawczą na polu najszerzej rozumianego designu. Temat przewodni zawsze jest efektem niezliczonej liczby spotkań i dyskusji, ponieważ zbudowaliśmy już wokół festiwalu niemałą grupę interesariuszy. Nie tworzymy rady programowej, która pracuje tylko dla nas, lecz staramy się współpracować z partnerami, którzy zajmują się podobnymi tematami i wspólnie z nimi wyłaniać te wątki współczesności, które nam wszystkim wydają się ważne. To właśnie dzięki tej wiedzy, pozyskanej od różnych partnerów, powstają tematy i hasła festiwalowe.
W jakiej formule odbędzie się tegoroczny ŁDF (online, hybrydowo czy live)?
M.P.: Doświadczenia z organizacji Łódź Design Festival w latach 2020-2021 zaowocowały w naszym przypadku mocnym przesunięciem w kierunku organizacji wydarzenia w formule hybrydowej. Na wystawy zapraszamy do naszego Centrum Festiwalowego w Art Inkubatorze oraz w wielu miejscach w całej Łodzi – galeriach, centrach handlowych i przestrzeniach publicznych. Wykłady, debaty, spotkania, transmitowane będą online oraz dostępne dla widzów w miejscach ich organizacji. Festiwal zmienił się z wydarzenia trwającego kilkanaście dni, w całoroczny, hybrydowy projekt, który poza prezentacją wystaw, przygotowuje dla swoich odbiorców wiele innych atrakcji, takich jak podcasty, słuchowiska, raporty eksperckie czy badania.
Działacie lokalnie, ale oddziałujecie daleko poza granice Łodzi, czy nawet Polski – Łódź Design Festival to przecież najważniejsze tego typu wydarzenie w Europie Środkowo-Wschodniej. Równocześnie myślicie globalnie – projektowanie regeneratywne to zdaniem Agnieszki Polkowskiej, badaczki trendów, wiodący kierunek w światowym designie…
M.P.: Tak, jak najbardziej. Jesteśmy partnerem sieci World Design Weeks, więc o pewnych tematach rozmawiamy szerzej, wśród organizatorów, którzy zajmują się podobnymi działaniami – organizują festiwale czy tygodnie designu na całym świecie. Regeneratywne podejście wyłania się z tych spotkań i konfrontacji jako wspólny megatrend. Rzeczywiście to, o czym będziemy mówili podczas tegorocznego Łódź Design Festival, wpisuje się bardzo mocno w aktualną refleksję o zasięgu ponadnarodowym. Chociaż bywało, że poruszane na festiwalu tematy zdominowane były przez zagadnienia o charakterze lokalnym. Ta elastyczność w podejściu do określania zakresu tematyki jest ważną cechą festiwalu.
W zawirowaniach politycznych i ekonomicznych – gdzie dzisiaj jest miejsce designu i designera? Kim powinien być projektant na miarę czasów?
M.P.: Wydaje mi się, że odbywający się rokrocznie w ramach ŁDF konkurs make me! w pewnym sensie ilustruje to, jak zmienia się nasze myślenie o roli projektanta. Osobiście uważam, że zmiana jest już bardzo wyraźnie widoczna, a młodzi – studenci czy początkujący projektanci – są na nią gotowi. Jestem przekonany, że projektant to zawód zaufania publicznego, a designer potrafi uczynić złym projektem, czyli w konsekwencji złym produktem, więcej szkody niż lekarz, który źle zdiagnozuje pacjenta. Zmiana musi jednak dotyczyć także podejścia producentów i odbiorców. Projektanci mają bowiem tak wielki wpływ na otaczający nas świat, że powinniśmy zacząć myśleć o nich właśnie jak o potencjalnych „lekarzach” codzienności, a nie jak o najemnikach, których wynajmujemy do tego, żeby zrealizowali zlecenie ze strony producenta. Projektant to jest oczywiście zawód kreatywny, ma wiele wspólnego z innymi kierunkami związanymi z przemysłem kreatywnym. Blisko jest mu również do zawodów artystycznych, w Polsce szczególnie, gdzie wzornictwo jest najczęściej kierunkiem na Akademii Sztuk Pięknych. Diametralna różnica pomiędzy tzw. artystą a designerem – trzeba to wyraźnie zaznaczyć – polega jednak na tym, że w odróżnieniu od artysty, zadaniem projektanta nie jest wyrażanie siebie. Dzieło designera ma odpowiadać na potrzeby końcowego odbiorcy, czyli klienta. Potencjalnie każdy zaprojektowany przedmiot czy usługa może mieć wpływ na życie każdego z nas. Dlatego projektanci powinni być osobami, które łączą w sobie różne kompetencje. Design współcześnie to przede wszystkim współpraca, umiejętność połączenia w całość różnych, często bardzo specjalistycznych kompetencji; praca designera dzisiaj polega na tym, że współpracuje z osobami zajmującymi się marketingiem, z inżynierami czy innymi osobami odpowiedzialnymi za produkcję. Designerzy muszą nierzadko wchodzić w rolę swego rodzaju negocjatorów, nadając ostateczny kształt produktowi. Jest taki sławny cytat z Victora Papanka, niekwestionowanego guru, jeżeli mowa o projektowaniu odpowiedzialnym społecznie, który mówi, że na pewno są zawody bardziej szkodliwe niż projektant, ale… jest ich niewiele. Podczas organizacji ŁDF przyświeca nam ta myśl i w taki sposób staramy się analizować wiodące festiwalowe tematy oraz projekty zgłaszane do konkursu make me!, a także wdrożenia wyróżniane w plebiscycie must have. Inny ceniony przeze mnie autor, Mike Monteiro, autor książki „Ruined by Design” idzie nawet dalej i stwierdza wprost, że współcześnie odpowiedzialnością wpisaną w zawód projektanta jest umiejętność świadomego mówienia „nie!”, jeśli zleceniodawca każe mu zaprojektować coś, co może okazać się szkodliwe społecznie. Zalecenie to wydaje się jak najbardziej aktualne, ponieważ nadal obiekty czy usługi bywają projektowane w taki sposób, żeby nam szkodziły. Najlepszym przykładem są media społecznościowe, od samego początku zaprojektowane nie po to, by jak najlepiej służyć użytkownikom, lecz właścicielom i reklamodawcom. Na szczęście to się zmienia. Jest wiele wspaniałych przykładów firm, które już to rozumieją, a także wielu wspaniałych projektantów, którzy to akceptują. Tak postrzegam rolę projektanta. Designer musi mieć w sobie bezkompromisowość i odwagę, by powiedzieć „nie, nie zaprojektuję tego – po prostu dlatego, że jest to szkodliwe!”.
Design, design thinking – czym dla tych obszarów ludzkiej myśli i wytwórczości była czy, w pewnym sensie, nadal jest pandemia?
M.P.: Na różne sposoby pandemia okazała się być dla ludzi momentem refleksji. Chociaż osobiście jestem przekonany, że równie dobrze… może niczego nie zmienić. Pamiętam jak w jej początkach wszyscy wieszczyli, jak to odmienimy swoje życie, jak zauważymy niewłaściwość naszych działań czy brak świadomości konsekwencji różnych postępków i zaczniemy żyć inaczej. Niczego takiego, moim zdaniem, pandemia nie musi wywołać – tylko od nas zależy, co zrobimy z refleksją, która po niej, czy w trakcie jej trwania, się pojawiła. Zostaliśmy przecież zmuszeni, żeby więcej czasu spędzić w domach, zaczęliśmy pracować w inny sposób, mieliśmy szansę zobaczyć jak wygląda świat, który nagle delikatnie opustoszeje z ludzi, świat, który trochę zwolni.
My, ludzie skupieni wokół tworzenia festiwalu, traktujemy pandemię jako swego rodzaju sygnał. Ten czas pokazał nam, zarówno projektantom jak i użytkownikom, że można zrobić wiele rzeczy inaczej, że można żyć inaczej. To właśnie wydaje mi się najważniejszą wartością, jaka wyrasta na doświadczeniu pandemii. Bliskie jest mi przekonanie, że bardzo wiele, jeśli nie wszystko, co dotyczy przyszłości, zależy od nas samych, od naszych indywidualnych i kolektywnych decyzji. Od tego, w jaki sposób będziemy chcieli tę naszą przyszłość kształtować.
Re:generacja – słowo w takim zapisie wskazuje dwa kierunki: w przyszłość i zarazem wstecz. Sugeruje równoczesną nostalgiczną podróż ku przeszłości i tworzenie, generowanie nowych jakości. Jaki przekaz niesie hasło przewodnie tegorocznego ŁDF ?
M.P.: Hasła przewodnie ŁDF są z założenia szerokie i takie jest też tegoroczne – obejmuje całe spektrum znaczeń, otwiera się na różne interpretacje. Nawiązuje bezpośrednio do potocznego znaczenia słowa. Regeneracja, zarówno fizyczna jak i mentalna jest nam niezbędna po trudnym czasie pandemii, która oczywiście wciąż jeszcze trwa, ale dostrzegamy już pewne elementy, które pozwalają nam wierzyć, że wkrótce złagodnieje. Wszyscy, tak czy inaczej, potrzebujemy odpoczynku. Ale znaczenie hasła jest oczywiście szersze, gdyż osobiście jestem zwolennikiem poglądu, że pandemia unaoczniła nam pewne trendy, które już wcześniej kiełkowały.
Czekały jakby tuż za rogiem, a pandemia odegrała w ich przypadku rolę, zaryzykuję to stwierdzenie, akceleratora. Widzimy więc, że trend dotyczący regeneracji jest już naprawdę mocny i nadal rośnie w siłę. Przywołam tutaj jeszcze jedną inspirację, która towarzyszyła nam podczas tworzenia koncepcji ŁDF 2022. To książka „Antykruchość. Jak żyć w świecie, którego nie rozumiemy” Nassima Nicholasa Taleba. Jej autor jest również twórcą pojęcia „czarnego łabędzia”, czyli idei, że są zdarzenia, których nie sposób przewidzieć: pojawiają się znienacka, niespodziewanie, a konsekwencje ich wystąpienia są dla nas nieprzewidywalne. To pojęcie było wielokrotnie przywoływane w początkach pandemii, ponieważ właśnie w taki sposób powszechnie ją traktowaliśmy. Skądinąd sam autor twierdzi, że takie rozumienie pandemii jest błędne – nie może to być „czarny łabędź”, bo przecież od lat specjaliści twierdzili, że pandemia kiedyś nadejdzie, że to jest oczywiste i naturalne. A zatem to raczej sposób, w jaki my jako społeczeństwo zareagowaliśmy na pandemię można uznać za „czarnego łabędzia”. To interesujące i inspirujące w kontekście idei tworzenia systemów w taki sposób, żeby były antykruche. Idea antykruchości w skrócie polega na tym, że dążymy do tworzenia przedmiotów czy przede wszystkim systemów, które, gdy w nie „uderzamy”, zyskują odporność – im mocniej uderzamy, tym bardziej stają się wytrzymałe. Dobrym przykładem, na mikroskalę, jest kość ludzka, która w miejscu pęknięcie staję się po zrośnięciu, wytrzymalsza niż przed złamaniem. Na podobnej zasadzie gatunki, dzięki selekcji naturalnej, stają się coraz silniejsze i odporniejsze. Chcielibyśmy, aby antykurchość stała się megatrendem, zarówno jeśli mowa o systemach społecznych, jak również w myśleniu o produkcji i produktach.
Jak te idee znajdują odzwierciedlenie w świecie designu?
M.P.: Z jednej strony, oczywiście, przejawiają się poszukiwaniem materiałów, które będą w taki właśnie sposób działały – na festiwalu opowiemy także o tym. A w szerszym ujęciu chodzi na przykład o to, żeby stworzyć w miastach systemy, które będą mogły uczyć się i reagować na zagrożenia; w pewnym sensie samo-się-regenerować, tworzyć nowe rozwiązania, a nawet korzystać z nich. Na przykład wiemy już, że wyzwaniami najbliższej przyszłości będą w polskich miastach, ze względu na położenie, susze połączone z występującymi naprzemiennie lokalnymi podtopieniami. To problem, z którym miasta już teraz się borykają. Dodatkowo pandemia pokazała, jak łatwo może dojść do przerwania łańcuchów dostaw, w konsekwencji czego błyskawicznie powstają braki. Zakładamy, że miejskie farmy czy ogrody deszczowe są w odniesieniu do tych problemów odpowiedzią, która pozwala przekuć wyzwania w korzyści. To tylko jedna z idei, która inspirowała nas do przemyśleń wokół hasła przewodniego tegorocznej edycji. W tym ujęciu mówimy o regeneracji całych systemów, a na mniejszą skalę może to być zagadnienie takiego projektowania przedmiotów, żeby potrafiły się same „naprawiać”. Jak już wspomniałem, dużo miejsca poświęcimy także regeneracji indywidualnej, na skalę jednostkową. Regeneracji rozumianej bardzo dosłownie. Będzie więc na przykład mowa o tym, w jaki sposób powinniśmy spać. To temat jednej z festiwalowych wystaw, którą przygotowaliśmy wspólnie z Joanną Jurgą. Mówi ona o tym, w jaki sposób projektować nasze otoczenie czy przedmioty, żebyśmy po prostu lepiej regenerowali się podczas snu. Pełnowartościowy sen okazuje się być bowiem jednym z największych wyzwań współczesności. Żyjemy w świecie, który sprawia, że – jako populacja – cierpimy na permanentny deficyt snu. Dzieje się tak z wielu powodów – między innymi zaśmiecenia światłem, ale na taki stan rzeczy mają wpływ także inne czynniki. Finał jest taki, że nie wysypiamy się. Gdy tymczasem badania potwierdzają, iż pod względem zdrowotnym ilość i jakość snu to podstawa. O takiej regeneracji również będzie mowa na tegorocznym festiwalu. Ale będzie też o regeneracji naszego „domu” w ujęciu makro, rozumianego jako przestrzeń miejska, którą re:generujemy nadając nowe funkcje starym miejscom. Powiemy o tym, w jaki sposób regenerować w mieście przyrodę, czyli jak projektować miejskie obszary nieantropocentrycznie – tak, żeby lepiej służyły wszystkim, nie tylko ludzkim mieszkańcom. W tak zaprojektowanym świecie także nam, ludziom, będzie się żyło lepiej. W myśl założeń biofilii – potrzebujemy połączenia z innymi formami życia nie tylko po to, żeby po prostu dobrze się czuć, ale żeby w ogóle przetrwać. To ciekawe, że w wielu miejscach świata już się to docenia i zapisuje na przykład, jak lekarstwo, tzw. kąpiele leśne po to, żeby wzmocnić odporność. Nasze bardzo podstawowe przetrwanie jako gatunku zależy od tego, czy uda nam się zadbać o ekosystem. Żyjemy w świecie, w którym rolnictwo wymusza monokulturę. Tymczasem warto zwrócić uwagę na to, że poza nieużytkami i miejscami chronionymi to właśnie miasta mają szansę być skarbnicami bioróżnorodności.
Zatem nie jest aż tak źle i świat można zregenerować? Można go…przeprojektować ??
M.P.: Głęboko wierzymy w to, że tak naprawdę przyszłości się nie przewiduje – przyszłość się PROJEKTUJE. Tematy, które poruszamy podczas festiwalu służą wskazaniu pewnych możliwości. Staramy się nawet nie tyle prognozować trendy, co kreślić możliwe scenariusze rozwoju. Cały festiwal przygotowujemy właśnie w taki sposób, żeby jego uczestnik miał możliwość samodzielnie zapoznać się z możliwościami, które mogą nadejść w niedalekiej przyszłości i samodzielnie wybrać te, które jego zdaniem są istotne. W taki sposób wszyscy tworzymy nasze otoczenie – tym samym decydując o tym co, jako designerzy, będziemy projektować w przyszłości.
Rozmawiała Arletta Liro / OKK ! PR